
BALI – rajska wyspa?
W naszych relacjach nie chcemy skupiać się wyłącznie nad zachwycającymi rzeczami, które można przeczytać na wielu blogach czy forach; nie podróżujemy z przewodnikiem „Lonely Planet” jak ok. 90% turystów, którzy jak w schemacie poruszają się, zwiedzają, nocują i żywią w miejscach przez niego polecanych, a ceny w wielu z nich są zazwyczaj zawyżone.
Przed przyjazdem naczytaliśmy się wiele w internecie o Bali – jedni negowali, drudzy zachwalali, więc postanowiliśmy sprawdzić jak jest naprawdę na tej słynnej, okrzyczanej najwspanialszej rajskiej wyspie Bali. 🙂
Na wstępie – z rajem ta wyspa nie ma nic wspólnego, plaże z ciemnym piaskiem (wyspa wulkaniczna), wszędzie walają się śmieci (nie licząc prywatnych, resortowych plaż), tłum szalejących lokalnych dzieci oraz biedne, bezdomne, schorowane psy, itp.
Po wylądowaniu na lotnisku spodziewaliśmy się tłumu naganiaczy, tak jak w wielu turystycznych miejscach, ale ich natarczywość przerosła nasze oczekiwania (szok! Mało nas nie rozerwali). Natomiast samo lotnisko bardzo ładne, stylizowane na hinduistyczną świątynię.
Wszyscy w internecie negowali Kutę (główny kurort turystyczny), więc postanowiliśmy wybrać się do Ubud (tak wszyscy zachwalali – tanio, fajnie, itp.). Z lotniska do Ubud jest ok. 30 km, niestety turyści tak rozpuścili taksówkarzy, że koszty przejazdów są bardzo wysokie, nie do zaakceptowania dla nas. 🙂 Najlepsza oferta jaka była za tą trasę to ok. 150 zł! Niestety nikt nie udzielił informacji jak dostać się komunikacją publiczną do Ubud, tylko była jedna odpowiedź – TAXI. W związku z tym udaliśmy się na poszukiwanie autobusu – wyczytaliśmy w internecie, że jest takowy do terminala Batubulam, skąd odjeżdżają lokalne autobusy do Ubud (potem okazało się, że autobus odjeżdża z samego lotniska), po przejściu ok. 2 km znaleźliśmy przystanek i po chwili wsiedliśmy do autobusu (1 bilet 3500 ok. 1,20 zł); następnie po dotarciu do terminala Batubulam obskoczyli nas kolejni naciągacze (do Ubud pozostało ok. 10 km) – cena przejazdu 15 $ (nie było możliwości żadnych negocjacji), bus (bemo) – stary, zdezelowany, nie posiadał nawet drzwi. 😉 Po chwili namysłu odeszliśmy i po mału poszliśmy pieszo w stronę Ubud; co chwilę zatrzymywały się samochody, proponując podwózkę za niemałe pieniądze (byliśmy nieugięci :D), po 10 minutach zatrzymał się w końcu facet, który zgodził się na naszą propozycję – 30 000 IDR, (ok. 9 zł). Zdziwił nas fakt, że ludzie jadący i tak w stronę Ubud nie chcieli bezinteresownie pomóc turyście lub zarobić parę złotych. Po drodze kierowca oczywiście chciał nam sprzedać jakieś swoje usługi – noclegi w swoim homestay’u, wycieczkę, itp.
I tak dotarliśmy do Ubud…
Ubud – miasteczko z bardzo fajnym klimatem, większość domów i noclegowni wygląda jak hinduistyczne świątynie. Mieszkaliśmy niedaleko Monkey Forest i codziennie odwiedzały nas małpki. Jedna nawet ukradła mi kilka kosmetyków z kosmetyczki! 🙂 Wszystkie restauracje są zrobione „pod turystę”, ceny zawyżone, ciężko znaleźć coś z normalnym cenami (w niektórych restauracjach doliczają podatki, obsługę, gdzie nie ma żadnej informacji na ten temat). Przechadzając się po uliczkach Ubud z każdej strony słyszysz non stop – „taxi! , „cheap, cheap”, „where are you going?”, „massage!?” – aż po nocach się to śniło…
Najlepszym, jak dla nas, i jedynym środkiem transportu, na który było nas stać okazał się skuter (wynajęliśmy na cały pobyt, koszt ok. 15 zł/doba).
Objechaliśmy na skuterze praktycznie całą wyspę, co nie było takie proste jakby mogło się wydawać. Pierwszego dnia udaliśmy się w kierunku wulkanu Bromo, gdzie po kilku kilometrach facet ubrany w mundur przypominający policyjny, jako że nie wiedzieliśmy jak wygląda policja na bali to zatrzymaliśmy się, pokazał nam na rozpadającej się budzie (w której siedział jeszcze jeden facet po cywilnemu) cennik za wjazd na wulkan – zapłaciliśmy 62 000 IDR (ok. 20 zł) – nie otrzymaliśmy żadnego biletu; po kilku kilometrach sytuacja powtarza się, zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się nieopodal aby przyjrzeć się o co tu chodzi. Okazało się, że tubylcy wyłapują białych turystów i żądają zapłaty za wjazd do krateru wulkanu, procederowi przygląda się miejscowy policjant, który wkracza do akcji kiedy oporny turysta nie chce wyskoczyć z kasy – rozumiemy, że często w miejscach turystycznych pobierana jest jakaś opłata, jednak jest to dobrze oznakowane, jest jakaś informacja, dostaje się bilet, itp. Przyglądając się temu zrozumieliśmy o co chodzi. Przeszliśmy na rozpadający się „punkt widokowy”, z którego turyści próbowali zrobić sobie zdjęcia, otoczeni przez tłumy naganiaczy sprzedających wszystko – od chińskiej biżuterii, koszulek, po owoce, itp. Przez następne dni zwiedzając Bali kilkukrotnie natknęliśmy się na takie punkty poboru opłat, za np. wjazd czy przejazd przez wioskę – nigdy więcej nie zapłaciliśmy tylko zawracaliśmy jadąc inną trasą… Nie obyło się także bez spotkań z policją, ale o tym już w innym reportażu. 😉
Byliśmy, zobaczyliśmy i polecamy m.in.:
- Tarasy ryżowe, m.in. Jatiluwih, Tegalalang –coś pięknego;
- Taniec balijski – fajne, ciekawe widowisko, atmosfera i jakość występu na wysokim poziomie – 80 000 IDR (ok. 25 zł);
- Wodospadach Sekumpul – cena biletu 15 000 IDR (ok. 5 zł).
Idąc w kierunku wodospadów przystanęliśmy obok jednego ze straganów oferujący ”lokalne” produkty, m.in. przyprawy, kawę i herbatę (ostatni przed wodospadem), na produktach nie było żadnych cen, po spytaniu o cenę facet wyskoczył z cenami z kosmosu (mała paczuszka herbaty ok. 50 zł, mini kawa ok. 100 zł), zaśmialiśmy się i próbowaliśmy odejść ze straganu, sprzedawca bardzo się zdenerwował, zaczął krzyczeć czemu nie chcemy nic kupić skoro jest tak tanio, kiedy zobaczył, że odchodzimy złapał mnie za rękę i zaczął szarpać w stronę straganu, po czym wyrwałem się, a on zamachnął się i uderzył mnie! Na szczęście w plecak – szok! Wniosek! Jeżeli nie zamierzacie nic kupować to lepiej nic nie oglądać i nie podchodzić 🙂 (będąc po kilku dniach w Kucie widzieliśmy, m.in. w lokalnych marketach te same kawy i herbaty w normalnych cenach, po kilka, kilkanaście złotych).
Co do kawy LUWAK – będą na Bali na każdym kroku, czy to w restauracji, barze czy w przydrożnym starganie można zobaczyć napis – COFFEE Luvak – nie jesteśmy kawoszami, ale widząc taką reklamę zainteresowaliśmy się tym produktem. Kopi luwak jest jedną z najdroższych kaw na świecie produkowanych z odchodów luwaka… „Kopi” znaczy po indonezyjsku 'kawa”, a „luwak” to zwierzę – łaskun z rodziny lisowatych – potocznie zwany cywetą, który zjada ziarna kawa, trawi tylko miąższ, a następnie wydala z niestrawionymi ziarnami. Z tych odchodów po oczyszczeniu powstaje owa specjalna kawa.
Kopi Luwak Coffee zamawiana w kawiarni kosztuje od 35 do nawet 100 dolarów za filiżankę. Podobnie mocno waha się cena kawy w sklepie. Skąd taka różnica? Tańsza wersja to kawa pochodząca z hodowli luwaków. Pozyskiwana jest od zwierząt trzymanych w klatkach, które zjadają ziarna kawy podawane przez człowieka. Luwaki trzymane są w spartańskich warunkach, są karmione tylko kawą, często chorują bo są bardzo zaniedbane. Obrońcy zwierząt na całym świecie bojkotują tę metodę pozyskiwania kawy. Nie należy jej kupować!!! Droższa wersja Kopi Luwak jest pozyskiwana z odchodów luwaków żyjących dziko lub w rezerwatach. Zdecydowanie trudniej ją zdobyć i jest jej mniej na rynku. Kawa ta jest również lepsza jakościowo – luwak w naturalnym środowisku wybiera i zjada tylko najbardziej dojrzałe, najsłodsze i najdorodniejsze owoce kawy.
Nie polecamy! Kupując tą kawę przyczyniasz się do wyginięcia tych zwierząt i trzymania ich w bardzo złych warunkach…
Ostatnią noc spędziliśmy w Kucie, gdzie po rozeznaniu stwierdziliśmy, że jest taniej niż w Ubud, jest większy wybór restauracji i sklepów. Gdybyśmy mieli drugi raz lecieć na Bali, wynajęlibyśmy hotel przy lotnisku i skuter na cały pobyt, ale na pewno to szybko nie nastąpi. 😉
Taksówkarze są natrętni, proponują podwózkę nawet na drugą stronę ulicy =D haha.
Podsumowując, Bali nas zaskoczyło w dwojaki sposób, jedno z ładniejszych miejsc, które do tej pory widzieliśmy w Azji – krajobrazy, hinduistyczna architektura, muzyka, itp. – naprawdę jest pięknie, jednak cały urok psują miejscowi ludzie, którzy widząc „białego” – widzą chodzący bankomat, z którego trzeba wyciągnąć jak najwięcej kasy; nawet w naszym hotelu ciężko było odetchnąć, bo przy każdym spotkaniu z właścicielem hotelu byliśmy zasypywani ofertami wycieczek i wszelakiego transportu w różne miejsca… Zwiedzanie tej wyspy jest bardzo męczące, mieliśmy zostać w Indonezji kilka tygodni, jednak po 2 dniach na Bali postanowiliśmy kupić bilety, aby stamtąd jak najszybciej uciec. 🙂 Ostatecznie byliśmy tu tylko 8 dni.
Jeżeli chcesz jechać na Bali to najlepiej wybrać jakiś fajny resort ze wszystkimi wygodami i pełnym wyżywieniem, aby nie trzeba było się za często ruszać poza hotel. 😉
GALERIA
Bromo? 😛 W pierwszej chwili się zdziwiłam jak daleko zajechaliście, ale chyba jednak to był jakiś balijski wulkan 🙂 Nie no, ja przy całej mojej niechęci do Bali, powoli się (po już trzech wizytach) do wyspy przekonuję i potwierdzam, że da się tam ciągle znaleźć fajne, niezepsute przez turystów miejsca – tylko trzeba się trzymać z dala od Ubud, czyli drugiej Kuty 😉